zaufaj położnej opinie historie

W październiku 2017 roku przez cesarskie cięcie przyszła na świat nasza Pola. Jako że ciąża była planowa i skrupulatnie się do niej przygotowywałam jeszcze zanim w nią zaszłam, bardzo dużo czytałam o samej ciąży i jej przebiegu oraz o tym, co następuje po jej rozwiązaniu – czyli pielęgnacja noworodka, karmienie itd. Już wtedy wiedziałam, jak ważne jest karmienie dziecka piersią i postanowiłam, że zrobię wszystko, żeby właśnie w taki sposób karmić swoje dzieciątko.
Wiedziałam, że moje płaskie brodawki mogą być problemem w przystawianiu malca do piersi, dlatego zanim zaszłam w ciążę stosowałam Nipletki z Aventu, żeby uniknąć tego problemu. Prawą brodawkę trochę „naprawiłam”, lewa niestety nie chciała się wyciągnąć. Wcześniej zakupiłam również laktator i zabrałam go do szpitala, jako że zdawałam sobie sprawę, że po cc „na zimno” mogę od razu nie mieć pokarmu.
Pola urodziła się z wagą 2950 gramów. W wieczór, w który urodziłam, do rana miałam świetne (dodam, że młode, bo jak widać często ma to znaczenie – młode, z aktualna wiedzą, chętne do pomocy) położne. Opiekowały się nami i pomagały przystawiać Polę do piersi. Jako że nipletki zbyt wiele nie dały, byłam też zaopatrzona w silikonowe nakładki „w razie czego”. Pola niby próbowała ssać, jednak niezbyt jej to wychodziło – wypuszczała pierś z buźki, a ja widziałam, że w ogóle nie leci jej mleko. O 7 rano przyszła nowa zmiana położnych. Niestety niezbyt chętnie pomagały przystawić mi małą do piersi, a jak już strasznie płakała, a ja razem z nią, usłyszałam to, czego się bałam usłyszeć: „Proszę dać dziecku butlę, bo jest głodne”. Mimo, że byłam perfekcyjnie teoretycznie przygotowana do karmienia piersią, jak widać teoria a praktyka to dwie różne rzeczy. Wiedziałam, że muszę nakarmić własne dziecko, dlatego podałam dziecku mm, a ja pompowałam skrupulatnie laktatorem co trzy godziny, żeby pobudzić laktację. Pola zdążyła wypić dwa razy mm, bo kolejne karmienia były już moim mlekiem. Uważałam to już za nasz mały sukces. Mimo prób, Malutka nadal nie chciała ssać piersi. Nawet jeśli podejmowała próbę, nie potrafiła utrzymać brodawki. Jako że czytałam o powodach, które utrudniają kp, zapytałam neonatologa na obchodzie czy wszystko jest w porządku z wędzidełkiem. Opowiedziano mi, że wędzidełko jest ok i że nie stanowi żadnej przeszkody w prawidłowym ssaniu oraz żebym przystawiała dziecko jak najczęściej, to w końcu się nauczy ssać pierś.
Po wyjściu ze szpitala u Poli pokazała się żółtaczka fizjologiczna. Mała była bardzo ospała, wybudzana przez nas na jedzenie, co i tak często nie dawało rezultatu i musiała być karmiona strzykawką po palcu. W 10. dobie po cc, gdy zaniepokoiła mnie nadal utrzymująca się opuchlizna na bliźnie po cc, udałam się do lekarza, który już nie pozwolił mi wrócić do domu, tylko skierował na reoperację, gdyż jak się okazało puścił mi szew na powięzi. Pierwsza moja myśl jak to usłyszałam, to to, że nie będę mogła karmić Malutkiej. Jak emocje trochę opadły, zastanowiłam się, że przecież to będzie jakby drugie cc, a po cc przecież karmiłam normlanie. Potwierdził mi to również lekarz, który mnie „naprawiał”. Po 8 godzinach leżenia na płasko po znieczuleniu, wstałam z łóżka i uruchomiłam laktator. Między godziną 16.00, o której wyjechałam do lekarza, a 10.00 Pola była zmuszona dostawać mm, ale kolejne karmienia były już moim mlekiem, które rodzina transportowała ode mnie ze szpitala do domu. Mój organizm jakby coś czuł – zawsze udawało mi się ściągać jedną porcję mleka, a wtedy w szpitalu ściągałam trzy razy tyle za każdym razem…
Dwa dni po wyjściu ze szpitala zaprosiłam do domu znaną polecaną CDL, żeby uzyskać pomoc w przystawianiu do piersi. Nie bardzo to wychodziło, gdyż Mała ciągle była ospała i mało aktywna. Skupiłam się więc wtedy na tym, żeby karmić ją butlą i pilnować, żeby była dopojona, a co za tym idzie – żeby szybko pozbyć się żółtaczki, a później nauczyć ją pić z piersi.
Pod koniec listopada udało mi się przystawić Polę do piersi. Karmiłyśmy się tak jakieś cztery dni. Czar prysł, kiedy odwiedziła nas położna środowiskowa z wagą – Pola nic nie przybrała, a wręcz odrobinę spadła z wagi. Byłam załamana – wróciliśmy do butelki i ściągania pokarmu, a ja zabrałam się za szukanie CDL (innej niż ta, co była u nas poprzednio). Tak w Internecie trafiłam na Anię Bulczak, która odwiedziła nas w domu i pierwsze, co sprawdziła, to wędzidełko, które więziło języczek Poli i nie pozwalało efektywnie ssać. Dwa dni później byliśmy już u laryngologa na jego podcięciu. Trochę czasu zajęła nauka prawidłowego ssania. Dodam, że wcześniej pola piła swoją porcję mleka około 40-50 minut z butelki i nawet to nikogo z medyków nie zastanowiło, że coś w jej buźce jest nie tak.
Po około dwóch tygodniach znów spotkałyśmy się z Anią Bulczak, tym razem w jej poradni laktacyjnej w celu szukania sposobów na to, by Pola polubiła pierś. Była coraz starsza i miała do niej wręcz wstręt. Nie mogłam jej nijak przystawić. Każde złapanie jej za głowę przy przystawianiu kończyło się odpychaniem, prężeniem i płaczem. Ustaliłyśmy, że przed każdym karmieniem będę próbowała pięć razy ją przystawić , ale w taki sposób, żeby nie dotykać bezpośrednio jej główki, czego bardzo nie lubiła. Ania podpowiedziała mi również, żeby robić to w przyciemnionym pomieszczeniu z włączoną suszarką. Na początku używałam również cewniczków do karmienia i strzykawki, żeby zachęcić Polę do ssania, bo zaczynała ssać, a nic nie leciało, wpadała w furię. Po serii takich prób w końcu udało się. W międzyczasie odwiedziliśmy fizjoterapeutę oraz neurologa dziecięcego, żeby mieć pewność, że wszystko jest w porządku z napięciem mięśniowym. Zaczęłyśmy regularnie się karmić piersią – tylko prawą, bo wklęsła brodawka lewej nie pozwalała nawet na założenie na nią nakładki, a bez nakładki nie było szans na uchwycenie piersi. W końcu próbowałam nauczyć karmienia piersią prawie dwumiesięczne dziecko, które było przyzwyczajone do gumy w buźce. Plan był taki, żeby karmić w nakładkach, a następnie z nich zejść. Nie wszystko na raz .
Po trzech tygodniach na kontroli u pediatry znów załamka – Pola przybrała 30g przez 3 tygodnie. Przez kolejny tydzień miałyśmy się karmić w dzień co dwie godziny, a w nocy co trzy. Tak też robiłyśmy, ale nie dało to żadnych rezultatów. Znów więc wróciłam do kpi. Musiałam od nowa rozkręcić laktację, gdyż trochę siadła przez ten miesiąc. Na szczęście miałam sporo zamrożonego mleka i obyło się bez mm. Nie dawało mi jednak spokoju DLACZEGO kp nam nie wychodzi, dlaczego Pola nie ssie efektywnie. Tym razem wybraliśmy się do neurologopedy i wreszcie dowiedziałam się, na czym stoimy – z powodu zbyt późno podciętego wędzidełka i małego (proporcjonalnego do szczuplutkiej sylwetki Poli) języczka, nie wyćwiczył się on na tyle, by móc efektywnie ssać z piersi. Pola nie potrafi zrobić na długo próżni oraz rynienki z języka, a oprócz tego ma lekko cofniętą żuchwę (co Ania zauważyła również na pierwszej wizycie u nas w domu). Spijała tylko pierwsze „łatwe” mleko, a później nie dojadała tyle, ile powinna. Pogodziłam się już jednak, że będę mamą kpi. Najważniejsze, żeby Pola piła moje mleko, a w jaki sposób, to już mniej ważne. Będę się starać robić to jak najdłużej.
Tak naprawdę gdyby nie pełne wsparcie mojego Partnera, moich Rodziców, którzy cały czas wiedzieli, że wiem co robię i że chcę jak najlepiej oraz Ani, która zagrzewała nas do walki o kp i technicznie pomagała, już dawno bym się poddała. Słyszałam niezliczoną ilość razy: po co się tak męczysz, dzieci piją mm i żyją, po co się tak nakręciłaś, daj dziecku butlę niech się wreszcie naje normlanie i wiele innych. Mam wrażenie jakby niektórzy wręcz chcieli na mnie wymóc wyrzuty sumienia: co ja robię swojemu dziecku, że je tak męczę. Co najgorsze, zobaczyłam, jak słaba jest świadomość społeczeństwa (głównie matek!!!) na temat tego jak ważne jest kp, jaką nieaktualną wiedzę na temat kp mają położne (te starsze zwłaszcza) – wg nich jest restrykcyjna dieta matki karmiącej, a po znieczuleniu ogólnym trzeba wylewać ściągnięte mleko. Nawet nie mają pojęcia, że to działa jak dyfuzja zwrotna. Na oddziale chętnie proponują butlę, bo po co mają się męczyć i pomagać przystawiać do piersi, jak mogą zaproponować mm i mieć na oddziale spokojne, śpiące dzieci.
Osobiście nie krytykuję matek, które karmią dzieci mlekiem modyfikowanym – w końcu nas to mleko uratowało w kilku trudnych chwilach i też nie wiem, kiedy będę zmuszona go znów użyć. Każdy robi, jak uważa najlepiej, jednak nie przyszłoby mi do głowy, żeby zapytać „z troski” o inne dziecko karmione mm czy np. jego ból brzuszka nie jest przez właśnie to mleko. Mi wiele razy dawano „dobre rady” – na przedłużającą się żółtaczkę - podaj mm, Polę boli czasem brzuszek – może coś zjadłaś, Pola nie ma apetytu – może nie smakuje jej Twoje mleko, daj jej sztuczne i zobaczysz, że wypije, być może Pola ma alergię – podaj jej butlę, zobaczysz czy będzie różnica i dane objawy znikną.
O ile nie dziwi mnie, że ciocie 50+ mogą mieć nieaktualną wiedzę, jeśli nie mają w rodzinie maluszka, tak nie jestem w stanie pojąć, jak można być młodą matką z tak ważnymi brakami wiedzy a propos karmienia i sztywno narzucać swoje teorie, nie mając pojęcia o czym się mówi.
Ja uważam, że daję swojej córeczce to, co na tą chwilę mam dla niej najlepsze – mleko mamy. Drugiej takiej okazji nie będę miała.
Przy drugim dziecku będę o wiele mądrzejsza i już do szpitala zaproszę Anię. Będę też każdemu polecać najlepszą CDL w okolicy . Powodzenie gwarantowane! Jesteśmy przykładem, że nawet dwumiesięczne dziecko można „przestawić” z kpi na kp. U nas niestety zadziałała siła wyższa i trzeba było wrócić do kpi, ale z fachową pomocą – da się.

 

Mama Poli




LEAVE A REPLY